Recenzja "Pieśni lodu i ognia" George'a R. R. Martina
Powstają
kolejne sezony serialu i, choć pod nieco innym tytułem, „Pieśń lodu i ognia”
George'a Martina staje się coraz popularniejsza. Sądzę jednak, że warto oprócz
wersji ekranizowanej pod kierunkiem autora poznać również oryginał książkowy.
Dotychczas pojawiło
się pięć części, z których trzy ostatnie podzielone zostały na dwa tomy. W
efekcie powstała więc seria ośmiu już książek, z których każda ma od około
sześciuset do tysiąca stron, a kolejne części są w planach.
Akcja serii
rozgrywa się w świecie wytworzonym w wyobraźni autora, który nie doczekał się
żadnej nazwy. Podzielony jest natomiast na wiele krain, z których najważniejsze
jest Westeros, jego południową część podzieloną na Siedem Królestw i nieznana północ za Murem. Oprócz tego mamy
Wolne Miasta, mityczną Valyrię, Tyrosh, Myr i słynące z win Arbor i Dorne oraz
wiele innych. Każda z krain jest charakterystyczna, ma własną historię, klimat,
kulturę, religie. Oprócz ogółu mamy też okazję poznać przesycone nastrojem
miejsca w każdym z rejonów prezentowanego świata. Kolejne porty, dzielnice
miast, zamki, ale też rzeki, pustkowia, lasy. Wszystko to daje efekt niezwykłej
plastyczności i szczegółowości, która pozwala na odbiór scen wszystkimi
zmysłami.
Zaskakująca
plastyka dotyczy wszystkich scen w opowieści – czuje się wiatr i deszcz, i
gorąco słońca, kurz ulic, smród niedawnego pola bitwy i rozkoszny smak potraw
na królewskich stołach. Przenika w czytelnika też każda emocja bohaterów,
wzmacniana jeszcze wyjątkowo silną sympatią lub niechęcią, jaką budzi każdy z
nich.
Uwagę
zwraca fakt, że nie istnieje główny bohater. Co prawda cała opowieść zaczyna
się w momencie kiedy poznajemy ród Starków, ale sama ta rodzina liczy ośmiu
członków, których losy szybko się rozdzielają, a wiele wydarzeń jest pretekstem
do wprowadzenia kolejnych bohaterów. Czasem wręcz trudno nie zagubić się wśród
kolejnych rodów, rycerzy, zamków i ich historii – a to tylko Siedem Królestw!
Tutaj jednak ratuje czytelnika dodatek pojawiający się w jednej z kolejnych
części – spis wszystkich rodów, królów, rycerzy i relacji między nimi. Tak więc
Martin rozsnuwa coraz szerzej pajęczynę postaci i opowieści – przeszłych i
aktualnych. W końcu w chyba każdym zakątku mapy – a z czasem wprowadzane są i
mapy nowych obszarów – znajduje się jakaś postać, której losy poznajemy.
Opowieść nie jest więc o konkretnej osobie czy nawet rodzie, ale raczej dotyczy
losów całego świata – a losy są niepewne. Martin opowiada o momencie, kiedy po
trwającym dziesięć lat lecie nadchodzi zima – równie surowa i długa jak
wcześniejsze lato było łagodne, ale ludzie rozleniwieni i zajęci polityką nie
zdają sobie sprawy z nadchodzących zagrożeń.
Z każdą
chwilą odnosi się wrażenie, że dzieje się coraz gorzej. Autor bezlitośnie
zabija kolejnych bohaterów, nie pozostawiając nawet śladu nadziei na zmianę
sytuacji. W Siedmiu Królestwach toczy się wojna i polityczne gry, prawowita
dziedziczka westeroskiego tronu musi radzić sobie ze zdradą, niechęcią,
politycznymi gierkami, zamachami na jej życie i utratą syna i męża. Nikt poza strażnikami
z lodowego Muru nie zwraca uwagi na nadciągającą nad krainę człowieka groźbę
zagłady, zaś Nocna Straż nie ma dość ludzi, by zdołała sobie sama z tym
poradzić, a jej strażnice leżą w ruinie. Cicho budzą się dawne koszmary, w
które po długim lecie nikt już nie wierzy, znane są tylko z legend. Wszystkich
dotykają kolejne tragedie, śmierć i zniszczenie są wszechobecne, a wielu
bohaterów nie wyszło jeszcze z wieku dziecięcego.
Okrutny
świat, który w snutej przez siebie opowieści prezentuje nam Martin staje się
coraz groźniejszy i bardziej przerażający, a mimo to – czy może właśnie dlatego
– lekturę pochłania się bez wytchnienia, stronę za stroną, dzień za dniem.
Coraz rzadziej zdarza się nawet właściwy powieści czarny humor, a jednak –
jakimś cudem – nie traci się nadziei na ocalenie świata człowieka i powrót
dawnej siły w ręce właściwych osób. Zaskakującą i jednocześnie jedną z
najważniejszych cech tej prozy jest chyba fakt, że przyszłe zdarzenia nie dają
się przewidzieć, szokują i powodują dreszcze i gęsią skórkę, a każdy może snuć
własną wizję przyszłości w oczekiwaniu na kolejne tomy. Gra o Żelazny Tron
wciąż się toczy...
Ania Raczyńska