poniedziałek, 11 marca 2013

Kapuśniak z lodu i ognia


Recenzja "Pieśni lodu i ognia" George'a R. R. Martina

Powstają kolejne sezony serialu i, choć pod nieco innym tytułem, „Pieśń lodu i ognia” George'a Martina staje się coraz popularniejsza. Sądzę jednak, że warto oprócz wersji ekranizowanej pod kierunkiem autora poznać również oryginał książkowy.
            Dotychczas pojawiło się pięć części, z których trzy ostatnie podzielone zostały na dwa tomy. W efekcie powstała więc seria ośmiu już książek, z których każda ma od około sześciuset do tysiąca stron, a kolejne części są w planach.
            Akcja serii rozgrywa się w świecie wytworzonym w wyobraźni autora, który nie doczekał się żadnej nazwy. Podzielony jest natomiast na wiele krain, z których najważniejsze jest Westeros, jego południową część podzieloną na Siedem Królestw i  nieznana północ za Murem. Oprócz tego mamy Wolne Miasta, mityczną Valyrię, Tyrosh, Myr i słynące z win Arbor i Dorne oraz wiele innych. Każda z krain jest charakterystyczna, ma własną historię, klimat, kulturę, religie. Oprócz ogółu mamy też okazję poznać przesycone nastrojem miejsca w każdym z rejonów prezentowanego świata. Kolejne porty, dzielnice miast, zamki, ale też rzeki, pustkowia, lasy. Wszystko to daje efekt niezwykłej plastyczności i szczegółowości, która pozwala na odbiór scen wszystkimi zmysłami.
            Zaskakująca plastyka dotyczy wszystkich scen w opowieści – czuje się wiatr i deszcz, i gorąco słońca, kurz ulic, smród niedawnego pola bitwy i rozkoszny smak potraw na królewskich stołach. Przenika w czytelnika też każda emocja bohaterów, wzmacniana jeszcze wyjątkowo silną sympatią lub niechęcią, jaką budzi każdy z nich.
            Uwagę zwraca fakt, że nie istnieje główny bohater. Co prawda cała opowieść zaczyna się w momencie kiedy poznajemy ród Starków, ale sama ta rodzina liczy ośmiu członków, których losy szybko się rozdzielają, a wiele wydarzeń jest pretekstem do wprowadzenia kolejnych bohaterów. Czasem wręcz trudno nie zagubić się wśród kolejnych rodów, rycerzy, zamków i ich historii – a to tylko Siedem Królestw! Tutaj jednak ratuje czytelnika dodatek pojawiający się w jednej z kolejnych części – spis wszystkich rodów, królów, rycerzy i relacji między nimi. Tak więc Martin rozsnuwa coraz szerzej pajęczynę postaci i opowieści – przeszłych i aktualnych. W końcu w chyba każdym zakątku mapy – a z czasem wprowadzane są i mapy nowych obszarów – znajduje się jakaś postać, której losy poznajemy. Opowieść nie jest więc o konkretnej osobie czy nawet rodzie, ale raczej dotyczy losów całego świata – a losy są niepewne. Martin opowiada o momencie, kiedy po trwającym dziesięć lat lecie nadchodzi zima – równie surowa i długa jak wcześniejsze lato było łagodne, ale ludzie rozleniwieni i zajęci polityką nie zdają sobie sprawy z nadchodzących zagrożeń.
            Z każdą chwilą odnosi się wrażenie, że dzieje się coraz gorzej. Autor bezlitośnie zabija kolejnych bohaterów, nie pozostawiając nawet śladu nadziei na zmianę sytuacji. W Siedmiu Królestwach toczy się wojna i polityczne gry, prawowita dziedziczka westeroskiego tronu musi radzić sobie ze zdradą, niechęcią, politycznymi gierkami, zamachami na jej życie i utratą syna i męża. Nikt poza strażnikami z lodowego Muru nie zwraca uwagi na nadciągającą nad krainę człowieka groźbę zagłady, zaś Nocna Straż nie ma dość ludzi, by zdołała sobie sama z tym poradzić, a jej strażnice leżą w ruinie. Cicho budzą się dawne koszmary, w które po długim lecie nikt już nie wierzy, znane są tylko z legend. Wszystkich dotykają kolejne tragedie, śmierć i zniszczenie są wszechobecne, a wielu bohaterów nie wyszło jeszcze z wieku dziecięcego.
            Okrutny świat, który w snutej przez siebie opowieści prezentuje nam Martin staje się coraz groźniejszy i bardziej przerażający, a mimo to – czy może właśnie dlatego – lekturę pochłania się bez wytchnienia, stronę za stroną, dzień za dniem. Coraz rzadziej zdarza się nawet właściwy powieści czarny humor, a jednak – jakimś cudem – nie traci się nadziei na ocalenie świata człowieka i powrót dawnej siły w ręce właściwych osób. Zaskakującą i jednocześnie jedną z najważniejszych cech tej prozy jest chyba fakt, że przyszłe zdarzenia nie dają się przewidzieć, szokują i powodują dreszcze i gęsią skórkę, a każdy może snuć własną wizję przyszłości w oczekiwaniu na kolejne tomy. Gra o Żelazny Tron wciąż się toczy...

Ania Raczyńska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz