Jeden z dwóch filmów nakręconych przez nas podczas nocy integracyjnej - kreatywna realizacja wiersza Andrzeja Bursy "Pożegnanie z psem" autorstwa Rafała Regulskiego, Kasi Klauzy, Ewy Andrzejewskiej, Mateusza Gniewkowskiego oraz Ani Michalskiej.
sobota, 8 grudnia 2012
Przystawka po deserze czyli pomieszanie z poplątaniem
Jeden z dwóch filmów nakręconych przez nas podczas nocy integracyjnej - kreatywna realizacja wiersza Andrzeja Bursy "Pożegnanie z psem" autorstwa Rafała Regulskiego, Kasi Klauzy, Ewy Andrzejewskiej, Mateusza Gniewkowskiego oraz Ani Michalskiej.
Ostre papryczki luxtorpedy zapiekane z deszczem
Czwartego października we
Wrocławiu miał miejsce koncert Luxtorpedy. To bardzo ważny zespół dla polskiej
sceny muzycznej. Grupa wykonuję szeroko pojętą muzykę rockową, a teksty
najczęściej mają głębokie przesłanie moralne lub religijne. Grających w zespole
muzyków – gitarzystę i wokalistę Roberta „Litzę” Friedricha, gitarzystę Roberta
Drężka, basistę Krzysztofa Kmiecika oraz perkusistę Tomasza Krzyżniaka, wokalistę
Przemysława „Hansa” Frencela - spotkałem na zorganizowanym dla fanów spotkaniu.
Punktualnie o godzinie 17:00 muzycy stawili się przed dużą grupą w sklepie
Empik, w Renomie. Najpierw miał miejsce wywiad. Prowadzący pytał między innymi
o pomysł i powstanie zespołu czy poprzednie doświadczenia nie tak młodych już
artystów.
Najciekawszą
częścią spotkania była wolna rozmowa między muzykami. Przypominali sobie i
opowiadali publice zabawne historie z wspólnych tras koncertowych. Dowiedziałem
się wiele o tworzeniu płyty czy
teledysków do pojedynczych utworów. Na pewno w składzie Luxtorpedy była przy
tym kupa śmiechu i pozytywnych wspomnień.
Następną,
przedostatnią częścią był pytania od fanów. Litza rozbawiony przedstawiał swój
sposób na ułożenia włosów. Tomasz Krzyżniak opowiedział ciekawą historię z
koncertu wielkich zespołów Mettaliki i Slayera, który zespół Luxtorpeda
otwierał, w Warszawie. Pomimo uczestniczenia w imprezie muzycy i tak nie mieli
do siebie dostępu. Wszystkie zakazy zignorował jednak perkusista, starający się
jedynie o podpisanie kilka (całego kartonu) płyt. Powstrzymała go dopiero
ochrona tuż przy wysiadających z auta muzykach.
Na
szczęście Luxtopreda pozwoliła swoim fanom prosić o autografy i robić sobie
pamiątkowe zdjęcia. Wszyscy ze spotkania wyszli zadowoleni, a przecież
wieczorem zespół czekał na nas jeszcze na scenie. Na Teki dojechałem przed
godziną dwudziestą. Było już ciemno i zaczęło padać, ale to nie przeszkadzało
tysięcznemu tłumowi w zabawie. Luxtorpeda zaczęła swój koncert już przed rozgrzaną
supportami widownią. Jednak to właśnie na nich wszyscy czekają, wraz z
pierwszymi dźwiękami przed sceną rozpoczęło się szaleństwo. Wszyscy skakali
tańcząc pogo czy skandując teksty piosenek. Koncert Luxtorpedy był jednym z
moich najlepszych właśnie przez zachowanie publiczności. Studenci potrafią się
naprawdę dobrze bawić.
Rafał Regulski
Kawałki Irminy w gorzkim sosie
Czując nad sobą obowiązek istnienia,
Czując ten chłód bijący z przeznaczenia,
Idąc przez świat, gubiąc nowo odkryte drogi.
Wciąż widzę ten sam objaw ludzkiej trwogi.
Krocząc dumnie ujrzawszy wreszcie przejrzyście,
Ze to nie w ludziach, lecz na świecie jest nieco bardziej
mgliście.
Schowani za swojego przeznaczenia kurtynami
Bronimy się nic nie znaczącymi słowami.
Choć sami zasiewamy tę Ziemię szarością,
Nikt z nas nie nazwie tego niedorzecznością,
Snując się po tym padole z miejsca na miejsce,
Nie zmienisz swojego położenia w śmierci kolejce.
Interpretując wiersza tego znaczenie,
Nie zapuszczaj zbyt głębokie korzenie.
Pamiętaj, że im większe roztaczasz wokół siebie pozory,
Tym dużo większe przyciągasz do siebie zmory.
***********
POSZUKUJĘ
Moje życie
to nieustanne szukanie skandalu,
Chwili
dzięki której poczuję się jak z innego wymiaru.
Wołam o
odrobinę ryzyka,
Bo widzę jak
mi życie przez palce umyka.
Gotowa do
wyprawy przed siebie, w nieznane,
Wciąż
wysłuchuje jak powinny wyglądać moje morale.
Co, ja ,
gdzie i kiedy zrobić,
Jak
kreatywność swą oswobodzić ?
Jak uciec od
obowiązujących mnie granic,
Starając się
przy tym nikogo nie zranić?
Czy mój bunt
zostanie przez kartkę papieru stłumiony ?
Czy los już
dawno jest na role podzielony ?
*************
CZYŚCIEC
Cierniste obłoki
ranią mą duszę,
Błękitna krew spada
na kapelusze,
Omywa przechodniów
grzeszników odkupienie,
Choć z każdą kroplą
przechodzi ono w zapomnienie.
Zmęczeni
codziennością niewolnicy rzeczywistości,
Mistrzami jesteśmy
w konkurencji bezkarności.
Choć błędy i
pomyłki to część ludzkiej drogi,
Oni nie pokazują po
sobie żadnej trwogi.
Kłamstwami i złem
przepełnieni,
Obłudą i oszustwem
bywają zaspokojeni.
Składają ręce w
szczerej nadziei modlitwy,
Wysyłając do nieba same
oszczerstwa brzytwy.
Zbłąkane dusze,
Cielesne katusze,
Niczyje,
Zapomniane,
Prze Boga, Diabła i
ludzkość pomiatane.
Pomiędzy nami,
Pośrodku nieba,
A końca wciąż nie
ma i nie ma.
Przez pola
ciernistych obłoków,
Myśli skrwawionych
potoków,
Przez pustynie
złudnej nadziei,
Tuż obok
szczęśliwego losu kolei.
Błądzimy zguby
szukając,
Ciernie chmur
odnawiając.
Poprzez skłonność
ludzi do fałszu,
Zmuszamy dusze do
ciągłego marszu.
I tak zaczyna się
koło przeznaczenia,
Nikt nie wyjdzie
bez ran ucieleśnienia.
Irmina Bugaj
Ciasto gniecione na blaszce czyli integracja wrześniowa Restauratorów
28 września
– piękna dziś to data,
Choć niegdyś
zwiastowała rychły koniec świata.
oto historia
o grupie szalonych smakoszy,
Których
twórczość najdziksze zwierzęta w okolicy płoszy.
Spotkanie
niby to niewinne,
Niby to
rutyna,
Lecz nie,
kiedy nocna burza mózgów się zaczyna.
Choć pozornie
potulne z nas stworzenia,
Potrzeba
twórczości często nas odmienia.
Ciemną nocą
, gdy Księżyc lśni na niebie
Zaskakujemy
często sami siebie.
Snujemy się
wtedy po czeluściach naszej szkoły,
Szukamy pomysłów,
licząc na udane łowy.
Tym razem
zadanie mieliśmy ułatwione,
Bowiem przez
naszego mentora zostało wyznaczone.
Przed sobą
ujrzeliśmy wiersz, wołający o interpretacje,
Byliśmy
pewni, że możemy uznać go za dzisiejszą inspiracje.
Wizualizacja
poezji to nie taka prosta sprawa,
Lecz
oczywiście nie została przez to wykluczona zabawa.
Przeczesując
to miejsce monotonnej codzienności
Znajdywaliśmy
niespodziewane aspekty odmienności,
Wykorzystaliśmy
je do stworzenia ekranizacji
Tak dobrze
dobranej dla nas inspiracji.
Częstotliwość
naszych pomysłów przekraczała tysiąc na minutę,
Lecz
niestety większość z nich zostało w kajdany bezużyteczności zakłute.
Po wybraniu
najlepszych scen, będących owocem naszej ciężkiej pracy,
Skleiliśmy
je i zanieśliśmy naszemu zleceniodawcy na tacy.
To nie
wszystko co się wówczas działo !
Zaraz wam o
reszcie opowiem śmiało.
Szkoła
niemal w płomieniach stanęła,
Gdy
zabraliśmy się do gofrów smażenia.
Ostatecznie
okazały się być zjadliwe,
Choć ciasto
wyglądało nie omieszkam parszywie.
Brzmiąca w
tle gitara,
Radości
wokół co niemiara,
Część naszej
ekipy poległa tuż po północy,
Nikt nawet
nie wołał już „POMOCY!”
Reszta do
samego świtu nie szczędziła energii,
By korzystać
z nocnej mocy i potęgi.
Nastał
koniec tej biesiady,
Czas na odrobinę powagi.
Sprzątanie
zajęło nam całą wieczność,
Lecz
wykazaliśmy w nim stuprocentową skuteczność.
Potem
rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę,
A ja na
słowa podsumowania sobie pozwolę.
Żadne z nas nie
zapomni nigdy tej nocy,
Każdy
przynajmniej raz we wspomnieniach ją przytoczy.
Dziwne
niezmiernie było to wydarzenie,
Lecz z
niecierpliwością czekam na jego powtórzenie.
Irmina Bugaj
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Czekoladowy fondant z fiołkami i płatkami słonecznika
Gdy
ją zobaczyłam, pomyślałam, że jeśli obejmuje kubek obiema dłońmi, wtulając
głowę w ramiona, to chyba jest
onieśmielona. Zresztą nie byłam przekonana, co to tego, czy kobiecość w poezji
powinna mieć miejsce. O czym mogą pisać
sentymentalne kobiety, jeśli nie o miłości czy strachu przed starością? Jeśli
jednak kiedykolwiek sądziliście podobnie, z miejsca możecie zapomnieć o tym,
gdy tylko poznacie Julię Fiedorczuk.
Prace ręczne
wcale nie na wieki i tylko w minutach
ucisk
małej ręki na moim przegubie kiedy zasypiamy
i myślę: urodziłam sobie tęsknotę i strach.
ile dzieciaków bawiło się przy produkcji różowej
księżniczki? okna sypialni bardzo pełne nieba
i szyb, żeby to dziecko chronić przed nocą, ale
sypialnia zarasta duchami jak grzybnią i jeszcze
nie umiem, choć chcę, dotykać ich szarych ciał.
Warszawa, lipiec 2012
małej ręki na moim przegubie kiedy zasypiamy
i myślę: urodziłam sobie tęsknotę i strach.
ile dzieciaków bawiło się przy produkcji różowej
księżniczki? okna sypialni bardzo pełne nieba
i szyb, żeby to dziecko chronić przed nocą, ale
sypialnia zarasta duchami jak grzybnią i jeszcze
nie umiem, choć chcę, dotykać ich szarych ciał.
Warszawa, lipiec 2012
Wiersze
poetki to kalejdoskop obrazów, które pojawiają się w każdym wersie, by po
chwili zniknąć jak nieuchwycone myśli. Słowa nie są w nich jednak przypadkowe:
mimo iż na pierwszym planie, odmalowywane obrazki to jednak tło dla prawdziwego
sensu, którego odgadywanie zmusza nas często do sięgania po literaturę, której
zupełnie byśmy się nie spodziewali. Mówią o lękach i stale gdzieś obecnym przypomnieniu o śmierci.
Jednak
od kubka po prostu ogrzewała zmarznięte dłonie. W żadnym razie nie słaba, lecz
mimo to kobieca, w cudowny sposób bez śladu feminizmu. Role matki, żony i
poetki istnieją w niej obok siebie bez żadnego konfliktu, co dotąd uważałam za
niemożliwe. Odczuwałam dla niej wdzięczność za nieszydzenie z naszych być może
naiwnych sądów i nie podejmowanie usilnych prób wejścia w rolę jakiegokolwiek
mentora, osoby, która wie więcej. Pozwalała innym na taką samą swobodę bycia,
jak sobie samej, starając się nas zrozumieć i odpowiedzieć szczerze.
W
swojej poezji daje wolność rozumienia jej i interpretowania. Opowiedziała nam,
w jaki sposób ją tworzy i przywiódł mi on na myśl myśloodsiewnię profesora Albusa
Dumbledora - dotyka się głowy różdżką, a do niej przyczepia się jakaś myśl.
Można ją wtedy wyciągnąć, lekką jak pajęczyna, i umieścić w pewnym naczyniu
razem z innymi, do przemyślenia później. U pani Fiedorczuk również jest ta
magia, coś innego niż zwykłe układanie słów, a raczej jak dotykanie różdżką
głowy, by pozbyć się z niej nadmiaru myśli. I na tej zasadzie jest chyba w niej
poezja - niezwykła i kobieca jak ona sama.
Ewa Andrzejewska
niedziela, 2 grudnia 2012
Deser specjalny, czyli płonące lody malinowe z owocami olszyny
„Marzycielka”
Ludzie zwą mnie Marzycielką.
Ciekawe dlaczego?
Może dlatego, że…
Na ustach noszę uśmiech,
Na oczach różowe okulary;
Nigdy ich nie ściągam.
Ludzie zwą mnie Marzycielką.
Ciekawe dlaczego?
Może dlatego, że…
Widzę niewidzialne,
A Wyobraźnia jest moją przyjaciółką;
Nigdy mnie nie opuszcza.
Ludzie zwą mnie Marzycielką.
Ciekawe dlaczego?
Może dlatego, że…
Ścigam się z ptakami,
Uciekam przed Grawitacją;
Nigdy mnie nie złapie.
Ludzie zwą mnie Marzycielką.
Ciekawe dlaczego?
************************************
„Miłość"
Miłość
To taka okropna choroba
Motyle w brzuchu
Nogi z galarety
Co chwilę atak serca
A w głowie tylko
Ta twarz
Ten uśmiech
To spojrzenie
I nic więcej
Miłość
To taka okropna choroba
Raz zachorujesz
A nigdy nie wyzdrowiejesz
Nie ma
Ani lekarza
Ani szpitala
Ani lekarstwa
Jest tylko
Ostrzeżenie
Uważaj!
Zarazić się można nie tylko drogą kropelkową!
Ania "Buba" Olszewska
Drugi posiłek po treningu. Pytania do Jerzego Jarniewicza
1. Czym się Pan inspiruje?
2. Jak duży wpływ ma na Pana XXI wiek?
3. Zagadnienie weny twórczej – jest czy nie ma?
4. Dlaczego tak bardzo ceni sobie Pan przerzutnię?
5. Czy literatura to jeszcze sztuka?
6. Czy uważa Pan, że szczyt Pańskiej twórczości już był, czy dopiero oczekuje Pan na niego?
7. Czy ceni Pan spotkania z innymi twórcami?
Co sądzicie o tych pytaniach? Czy pisarz, idący na spotkanie z młodzieżą, oczekuje takich pytań?
Kucharze z Restauracji Noblistów
Stek polsko - angielski z dodatkiem wielbłądziego mleka
Relacja ze spotkania z Jerzym Jarniewiczem
5 października gościliśmy w
naszej szkole już drugiego autora. Był to Jerzy Jarniewicz. To wielobarwna
postać – poeta, krytyk literacki i tłumacz (głównie literatury anglojęzycznej,
co wynika z jego wykształcenia – pan Jerzy jest anglistą).
W ciągu ostatnich 30 lat wydał
kilkanaście tomików poetyckich oraz kilka książek krytycznoliterackich, a także
przetłumaczył wiele książek.
Co ciekawe, do jednego z
najnowszych tomików, wydanego w tym roku „Wyboru wiersza”, utwory wybrał oraz opatrzył posłowiem pan
Piotr Śliwiński. Ten pisarz jest nam już doskonale znany z wrześniowego
spotkania literackiego.
Autor udzielił nam odpowiedzi na
nurtujące nas pytania dotyczące jego najnowszej książki poetyckiej „Na dzień
dzisiejszy i chwilę obecną” i na inne pytania związane z poezją i jego życiem.
Dowiedzieliśmy się, czym jest
książka poetycka. Tę formę tworzy wiele indywidualnych utworów, które
powstawały na przestrzeni kilku lat. Może też powstać pod wpływem impulsu, w
krótkim czasie. Książka Jarniewicza to połączenie tych dwóch technik.
Do istniejącej „bazy” musiał
dopisać kilka tematycznie uzupełniających się, pasujących do siebie utworów.
Najżmudniejsza praca polegała na
ułożeniu ich w kolejności, nadaniu bądź zmienieniu tytułów i opatrzenia tytułem
samej książki.
Tytuł musi spełniać wiele
kryteriów. Powinien pasować do treści, ale też w pewien sposób się wyróżniać i
przyciągać uwagę czytelnika. Ma coś dodawać, ukierunkowywać, podpowiadać. Nie
powinien być fragmentem utworu, bo jest wtedy zbyt oczywisty, mało
interesujący. Tytuł to imię, etykieta książki. Czasem bywa kluczem
interpretacyjnym. Może stanowić kontrast do treści.
Dowiedzieliśmy się jak bardzo są
od siebie zależne książka i tytuł. Są ze sobą powiązane, komponują się ze sobą,
oświetlają, interpretują i wypełniają nawzajem treścią. Jednym słowem , jedno
bez drugiego nie może istnieć.
Tytuł może być zwodniczy. Taki
jest właśnie tytuł zaprezentowanej nam książki.
„Na dzień dzisiejszy” – to
popularny, znany nam wszystkim frazeologizm, schemat funkcjonujący w
dziennikarstwie. Nadaje on utworom powiew ulotności. Treść jest jednak dużo
głębsza, daje do myślenia.
Jarniewicz uznał, że definicję
wiersza najlepiej oddaje stwierdzenie „Wiersz nie jest drogą, ale ogrodem” Aby
go zrozumieć nie wystarczy go po prostu przeczytać. Trzeba chcieć go zrozumieć,
zagłębić się w niego, poświęcić mu czas.
Autor, spytany o to, do kogo
skierowane są jego utwory, powiedział: „Najciekawsi dla autora są ludzie inni
od niego”. Pragnie, aby jego wiersze były uniwersalne, aby trafiały do jak
najszerszego grona odbiorców. Jednak obecnie to literatura komercyjna wyznacza
krąg odbiorców.
A jak należy pisać? Od siebie,
autentycznie, z serca, nie pod kogoś. Jarniewicz lubi też poprawiać swoje
wiersze.
Kilka kolejnych pytań wywołało
mały wykład o budowie, rodzajach i sposobie pisania wierszy. Poznaliśmy trochę
fachowych terminów teoretycznoliterackich ;).
Jarniewicz uważa język za ludzką
potęgę, a mowę za ogromne osiągnięcie cywilizacyjne.
Język jest tak potężny, bo nie ma
nad nim kontroli. Jest on starszy, mądrzejszy od nas. Podczas pisania
kontroluje nas. Nie da się go objąć.
Ze słów można tworzyć nowe
zdania. Wypowiadane w każdej sekundzie na świecie tysiące zdań są nowe, jedyne,
niepowtarzalne. Języki kreują inny świa
Ciekawa była też opowieść o tym,
jak to słoń zamienił się w… wielbłąda, ale to już dłuższa historia…
Po jednym z pytań wybuchła dość
burzliwa dyskusja, na temat znaczenia słowa „poeta”. Jarniewicz i część jego
słuchaczy różnie odbierało, kim jest właściwie poeta i czym się zajmuje. Padła
opinia, że człowiek bardzo wrażliwy na poezję, lecz nie piszący, jest większym
poetą, niż ktoś, kto pisze słabe wiersze. Jarniewicz oponował przeciwko tej
teorii.
Żeby rozstrzygnąć spór, przytoczę
za słownikiem języka polskiego PWN: „POETA – autor utworów poetyckich,
zwłaszcza pisanych wierszem”. Wychodzi więc na to, że jednak racja jest po
stronie pana Jerzego.
Argumentował on swoje zdanie tym,
że poeta, swoją wrażliwość, choćby niewielką, potrafi wyrazić słowem, językiem,
czego nie dokona każda osoba wrażliwa na poezję.
Autor uważa, że poeta ubiera
świat w słowa. Żyjemy przecież w ciągłej narracji myśli
i dobiegających nas głosów. Każdy
z nas jest punktem przecięcia się opowieści tworzących życie. Literatura
umożliwia ich zapisanie. Czytanie jej, a szczególnie poezji, wymaga
zaangażowania i chęci zrozumienia.
Zapytany o rolę Polski w jego
twórczości, Jarniewicz stwierdza, że jest ona ważna, bo jest ona ojczyzną
języka i codzienną rzeczywistością autora. Dlatego też, mimo że jest osobą
wielojęzyczną, wiersze może pisać tylko po polsku.
Spotkanie z Jerzym Jarniewiczem
było niezwykle interesujące. Dało nowe spojrzenie na poezję i nauczyło nas
lepiej ją rozumieć.
Zuzia Chmielarska
Przystawka z melancholijnej pietruszki i straszliwego końca świata
agata.dynda
Lars von Trier to duński reżyser,który wywarł ogromny
wpływ na kino skandynawskie lat 90-tych filmami takimi jak "Europa" czy
"Przełamując fale". W ubiegłym roku mieliśmy okazję poznać "Melancholię",kolejną
odsłonę jego reżyserskich umiejętności, pełną licznych
2012-10-16
O "Melancholii" Larsa von Triera słów kilka
Lars von Trier to duński reżyser,który wywarł ogromny wpływ na kino
skandynawskie lat 90-tych filmami takimi jak "Europa" czy "Przełamując fale". W
ubiegłym roku mieliśmy okazję poznać "Melancholię",kolejną odsłonę jego
reżyserskich umiejętności, pełną licznych
metafor opowieść o strachu, samotności, obsesjach człowieka w obliczu śmierci.
"To będzie piękny koniec świata" - taki napis widniał na plakacie, inspirowanym
obrazem z 1852 roku pt. "Ofelia" Johna Everetta
Millaisa.
Już na samym początku reżyser zapowiada charakter tytułowej melancholii. Są
to wizje różnych, niepowiązanych ze sobą ujęć, takich jak obrazy klasyków,
bohaterowie w surrealistycznych scenach, aż wreszcie przebłyski zbliżającego się
końca świata. Następnie rozpoczyna się właściwa, główna narracja.
Bohaterkami filmu są dwie młode kobiety - Justin (Kirsten Dunst) oraz
Claire (w tej roli Charlotte Gainsbourg, znana m.in z "Antychrysta").
"Melancholia" składa się z dwóch części. Pierwsza z nich zatytułowana
"Justin" rozgrywa się podczas wesela jednej z sióstr. Lars von Trier ukazuje w
tej części filmu dramat psychologiczny. Oglądamy konflikty rodzinne, toksyczne
relacje zawodowe, chaos. Ostatecznie cała ceremonia nabiera coraz
tragiczniejszego nastroju i początkowa, pozorna radość oraz entuzjazm bohaterów
całkowicie znikają, a przyjęcie kończy się klęską. W tej części filmu nie ma
jeszcze elementów fantastycznych. W drugiej zaś zaczynają się one przeplatać
wraz z melancholijnym stanem Justin po weselu. Rozdział drugi to przede
wszystkim kreowanie postaci drugiej siostry-Claire, zagłębianie się w jej
psychikę, kontakty z rodziną. Tutaj też narasta problem,jaki stanowi planeta
Melancholia, jedynie wspomniana wcześniej. Okazuję się być niebezpieczna dla
Ziemi , zaczyna wzbudzać lęk i niewyobrażalną panikę. Koniec świata nieuchronnie
się zbliża.
Fenomenem "Melancholii" okazuje się być doskonała gra aktorska. To przede
wszystkim popis warsztatu Kirsten Dunst - już od samego początku w sekwencji
poetyckich ujęć, w których widać ekspresję i niebanalność gry. Zarówno udawana
radość na weselu jak i depresja w drugiej części filmu pozwalają zagłębiać się i
przenieść w wykreowaną wizję von Triera. Ponadto koniec świata w ujęciu duńskiego reżysera
zupełnie różni się od katastrof, jakie dały nam wcześniejsze dzieła innych
twórców. Głównym tematem filmu nie jest bowiem paradoksalnie koniec egzystencji
na Ziemi, a studium psychologiczne sióstr: Justin i Claire, zderzenie dwóch
skrajnych postaw, obrazujących zależność pomiędzy lękiem przed życiem i lękiem
przed śmiercią. Widz nie zastanawia się zatem nad zakończeniem, gdyż jest ono
już początkowo określone przez von Triera, skupia się natomiast na obserwacji
danej chwili, walorach artystycznych "Melancholii", a także ukazaniu
najbardziej ukrytych ludzkich słabości i obsesji w obliczu śmierci.
Agata Dynda
Danie, które nie smakowało kucharzowi
Pan Piotr
Śliwiński odwiedził nasz skromne progi 14 września. Wizyta długo wyczekiwana, a
że to pierwsze takie spotkanie, emocje były podwójne. Przynajmniej przed
rozpoczęciem.
Jak się po
chwili okazało, pan Piotr jest niesamowicie inteligentnym i... normalnym człowiekiem.
Obyło się bez fajerwerków, a z samej dyskusji pamiętamy dosyć niewiele, co
mogłoby wskazywać na to, że była ona stosunkowo… nudna. Jednak po dłuższym
zastanowieniu część z nas doceniła gościa. Irmina stwierdziła, że „Śliwiński ją
zafascynował i obudził w niej chęć wyciskania z poezji jak najwięcej, że
postawił przed nią pytania, dla których odpowiedź dopiero zamierza znaleźć...”.
Kasi najbardziej w pamięci wyryła się „nudna pierwsza część spotkania” oraz to,
iż „po przerwie rozkręciło się trochę”. Cóż, początki zawsze bywają trudne.
Pamiętamy jednak, że prawdziwe ożywienie nastąpiło, kiedy nasza Ewa zadając
niezwykle rozbudowane pytanie w pewnej chwili... po prostu zapomniała, o co pyta.
Jeżeli zaś chodzi
o mnie, niestety, pan Piotr nie zdobył mojego uznania. Monotonna i momentami
bardzo niezrozumiała dyskusja nie dała mi do myślenia, co wleciało jednym
uchem, zaraz wylatywało drugim... Do o
wiele ciekawszego wniosku doszła jednak wcześniej już wspominana Ewa,
wyjaśniając w znacznej mierze nasze wątpliwości co do dyskusji: „Ze spotkania z
panem Piotrem Śliwińskim każdy z obecnych wyniósł tyle tylko, ile sam
zrozumiał, ponieważ należy on do tego rodzaju inspirujących ludzi, którzy nie
odpowiadają na żadne z zadanych pytań wprost. Mówi dokładnie w ten sam sposób,
co pisze, rozwijając nawet najbardziej błahe zagadnienia tak, że powstaje z
tego wielopoziomowa, fascynująca opowieść. Chciałoby się z nim usiąść przy
kawie po dwóch stronach stolika, by bezpośredniość nie była wymuszoną, i mieć
możliwość zadawania mu pytań bez końca.”
Anna
Michalska
Spaghetti z cierpkimi oliwkami i małymi kawałkami gorzkiej czekolady
Kolejna, już piąta w dorobku literackim Julii Fiedorczuk,
książka poetycka o ciekawym tytule - „tuż-tuż” - ukazała się w księgarniach 20
września bieżącego roku.
Roślina zdobiąca okładką zdradza czytelnikom główny motyw,
do którego nawiązują utwory w tym tomiku, czyli przyrodę.
Podobnie jak cała dotychczasowa twórczość autorki, ta nowa
pozycja również jest pełna tajemnic, niejasności i niedomówień. Utwory wymagają
czasu, skupienia i dłuższej refleksji nad nimi. Nie są ułożone w kolejności
chronologicznej.
Pierwszy utwór nosi uderzająco prosty, a zarazem nurtujący
tytuł: „tak”.
W jednym z wersów pojawia się taki oto fragment: „Ścieg
świata w uśmiechu kota z Cheshire” – chodzi oczywiście o kota z „Alicji w Krainie
Czarów”. Jego tajemniczy, ironiczny, wręcz nieco przerażający uśmiech, który
był pierwszym i ostatnim stadium fascynujących procesów pojawiania się i
znikania kota. Ten uśmiech trwał jedynie chwilę - był ulotnym ułamkiem całości
świata, jednym jego ściegiem, odcinkiem od jednego do drugiego nakłucia igły.
Zaprzeczamy wciąż, kraczemy uparcie jak ptaki: kra, kra –
nie, nie.
W kolejnym utworze pt. „w drogę” Fiedorczuk bierze pod lupę
osobę 37-letnią, wkraczającą w wiek średni, a więc przybliżającą się coraz
bardziej do schyłku życia. A może tytuł ma też coś wspólnego z tym, że utwór
pisany był w dwóch odległych od siebie miastach?
„Grafik” zawiera ciekawą teorię. „Podobno gdybyśmy żyli
wystarczająco długo, każdy dostałby w końcu alzheimera”, bo jak wiele faktów,
wydarzeń, twarzy mózg ludzki może zapisać na twardym dysku? Ilość megabajtów
jest ograniczona. Przychodzi taki czas, że trudno pamiętać o najbliższej
osobie, a co dopiero o całej reszcie. Pętla się zaciska, martwe koło zamyka. A
słowo Alzheimer napisane z małej litery, niczym wyraz osobistej pogardy dla tej
strasznej choroby daje wrażenie, że podmiot liryczny uważa się być ponad nią.
„Chiaroscuro” czyli światłocień, gra świateł. Jakich? Łez,
mrozu, gwiazd. I tak nad uczuciami wygrywa okrutna technika – elektryczne
światło podprowadza kochanka pod próg, ratuje życie. W wierszu dużo chłodnych
opisów ciemności, nocy, śniegu. Pisany w Warszawie, w grudniu - więcej dodawać nie trzeba.
„Wiersz dla Elizabeth Bishop”. Tym razem dedykacja już w
tytule. Nie dla koleżanki, lecz dla zagranicznej poetki, być może mentorki, bo
dużo starszej, już nieżyjącej. Obraz Polski w kalejdoskopie. Ekspresowy przegląd przez nieznany
Amerykance kraj, jawiący się w jej stronach jako dziki i zacofany. Nieco
prześmiewczy utwór potęguje wrażenie ciemnoty
jego mieszkańców. Zabawny jest fragment o telefonie uciszanym gestem
dłoni. Mieszkańcy niczym niegodni miana narodu są określeni jako plemię. Brak
samców – aluzja do braku prawdziwych, silnych mężczyzn. Schowani są oni niczym
ślimaki w muszelkach. Jednocześnie kraj jest przedstawiony jako piękny w swej
prostocie. Na zakończenie wyrażenie gotowości do walki za swoją pozornie
prymitywną ojczyznę.
Rozdział „Matematyka” to dwa ostatnie utwory.
„Matematyka” to opowieść poetycka, próba matematycznego
ujęcia otaczającego nas świata, nad którą górę biorą uczucia. Brzmi również jak
zarzut wobec kropel deszczu, które dopuściły się przestępstwa, jakim bez
wątpienia jest udawanie koralików, które z kolei upodabniają się do kryształów.
Pozbawione uczuć słowa: „z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że nigdy się nie
spotkaliśmy. Piorun nie uderzył w ten akurat dom.”.
Znalezienie najprostszego i najbardziej spodziewanego rymu
do ‘poety’ czyli ‘kobieta’. Autor wskazuje wzajemne uzupełnianie się tych dwóch
słów. Apostrofa do Arachne jest przeplatana momentami, wspomnieniami i
osiągnięciami z życia autorki:
„kredowe rysunki mojej córki z mokotowskich chodników”,
„Szesnaście dni lata – jeden wiersz”,
„szesnaście tysięcy wierszy”.
Wiersz powstał latem w górach, częściowo także we Wrocławiu.
To dobra pora i miejsca na dłuższe refleksje.
Czytając poszczególne wiersze tego tomiku, zwraca się uwagę
na kilka wspólnych elementów każdego utworu. Wszystkie sytuacje są ukazane w
krzywym zwierciadle, jedne nieco mniej, drugie trochę bardziej. Autorka
wykazała się wielką wrażliwością na otaczający ją świat. Wyłapała paradoksy, a
następnie wplotła je między sielankowe, letnie wspomnienia znad morza i
depresyjną zimową aurę. Utwory powstawały w różnym czasie, a ich treść
nawiązuje do miejsc, w których powstawały. Fiedorczuk zainspirowana kontrastem
pomiędzy wszechobecnym konsumpcjonizmem z kultem techniki po swojej stronie i
przemijaniem, nieuniknioną śmiercią czy podstawowymi potrzebami serca,
stworzyła bardzo interesujący zbiór refleksji. Na pozór chaotyczny – tytuły
pisane z małych liter wydają się być wyrwane z kontekstu, sprawiają wrażenie
nadanych po napisaniu utworu, pośpiesznie, bez zastanowienia. Chaos ten jednak
jest zamierzony i potęguje uczucia natłoku obowiązków, nadmiaru informacji czy
poczucia bezradności, które przytłaczają przeciętnego współczesnego człowieka.
Zuzia Chmielarska i
Ania „Buba” Olszewska
Ciastka fort-da z likierem warszawskim
Dwudziestego
września na jednym ze spotkań pogotowia literackiego mieliśmy okazję zapoznać
się z twórczością Julii Fiedorczuk, a przede wszystkim z jej autorką we własnej
osobie. Spotkanie rozpoczęło się krótkim wywiadem z poetką mającym na celu
przybliżyć gościom jej postać. Wszyscy też mieli okazję zapoznać się z jej
wierszem pochodzącym z najnowszego tomiku pt. „tuż tuż”, który można też było
zakupić na miejscu spotkania.
Przedstawiony
tego wieczoru wiersz - „fort-da” został dokładnie przeanalizowany, można było
się dowiedzieć o tym, co było natchnieniem do napisania go. Pani Julia
odtajniła przed nami także o genezę tytułu, opowiadając o powiązaniach z
teoriami freudowskimi. W wierszu tym obecne są motywy życia, śmierci, a także
dziecięcej niewinności i rodzicielskiej miłości, a autorka wiersza zdradziła
nam, że głównym jego celem było zarówno pobudzenie czytelnika do własnych
przemyśleń, jak i wzbudzenie wzruszenia.
Na spotkaniu można
było zauważyć osoby w różnym wieku, zarówno nastolatków jak i seniorów. Ludzie
przychodzili sami, z kilkoma znajomymi, bądź też większą grupa tak, jak nasza
„siódemkowa” Restauracja Noblistów. Dzięki pytaniom, które aktywnie zadawali
uczestnicy naszego projektu (siedzimy zawsze w pierwszym rzędzie i jesteśmy najgłośniejsi!)
dowiedzieliśmy się więcej o „fort-da”, jak i o innych wierszach pochodzących z
tomiku „tuż tuż”. Pani Julia była uprzejma odpowiedzieć nam na pytania odnośnie
jej upodobań, co do pisania wierszy i sposobu tworzenia, zaspokajała naszą
ciekawość mówiąc także o swoich zajęciach poza pisaniem poezji, między innymi
o tłumaczeniu dzieł innych autorów na
język polski, jak i o podróżach. Przez nasze pytania pani Fiedorczuk spowiadała
się nam nawet z najczęstszych motywów
przewijających się w jej twórczości oraz z tego, co kierowało nią przy wyborze tytułu jak i
okładki do jej najnowszego tomiku.
Na spotkaniu
pani Julia opowiadała też nam o swoich przekonaniach i upodobaniach, o tym jak
pojmuje rolę matki, poetki, kobiety, a także o swoich priorytetach. Wywarła na
nas wrażenie osoby bardzo otwartej. Całe spotkanie przebiegło w bardzo miłej i
kameralnej atmosferze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)