O "Melancholii" Larsa von Triera słów kilka
Lars von Trier to duński reżyser,który wywarł ogromny wpływ na kino
skandynawskie lat 90-tych filmami takimi jak "Europa" czy "Przełamując fale". W
ubiegłym roku mieliśmy okazję poznać "Melancholię",kolejną odsłonę jego
reżyserskich umiejętności, pełną licznych
metafor opowieść o strachu, samotności, obsesjach człowieka w obliczu śmierci.
"To będzie piękny koniec świata" - taki napis widniał na plakacie, inspirowanym
obrazem z 1852 roku pt. "Ofelia" Johna Everetta
Millaisa.
Już na samym początku reżyser zapowiada charakter tytułowej melancholii. Są
to wizje różnych, niepowiązanych ze sobą ujęć, takich jak obrazy klasyków,
bohaterowie w surrealistycznych scenach, aż wreszcie przebłyski zbliżającego się
końca świata. Następnie rozpoczyna się właściwa, główna narracja.
Bohaterkami filmu są dwie młode kobiety - Justin (Kirsten Dunst) oraz
Claire (w tej roli Charlotte Gainsbourg, znana m.in z "Antychrysta").
"Melancholia" składa się z dwóch części. Pierwsza z nich zatytułowana
"Justin" rozgrywa się podczas wesela jednej z sióstr. Lars von Trier ukazuje w
tej części filmu dramat psychologiczny. Oglądamy konflikty rodzinne, toksyczne
relacje zawodowe, chaos. Ostatecznie cała ceremonia nabiera coraz
tragiczniejszego nastroju i początkowa, pozorna radość oraz entuzjazm bohaterów
całkowicie znikają, a przyjęcie kończy się klęską. W tej części filmu nie ma
jeszcze elementów fantastycznych. W drugiej zaś zaczynają się one przeplatać
wraz z melancholijnym stanem Justin po weselu. Rozdział drugi to przede
wszystkim kreowanie postaci drugiej siostry-Claire, zagłębianie się w jej
psychikę, kontakty z rodziną. Tutaj też narasta problem,jaki stanowi planeta
Melancholia, jedynie wspomniana wcześniej. Okazuję się być niebezpieczna dla
Ziemi , zaczyna wzbudzać lęk i niewyobrażalną panikę. Koniec świata nieuchronnie
się zbliża.
Fenomenem "Melancholii" okazuje się być doskonała gra aktorska. To przede
wszystkim popis warsztatu Kirsten Dunst - już od samego początku w sekwencji
poetyckich ujęć, w których widać ekspresję i niebanalność gry. Zarówno udawana
radość na weselu jak i depresja w drugiej części filmu pozwalają zagłębiać się i
przenieść w wykreowaną wizję von Triera. Ponadto koniec świata w ujęciu duńskiego reżysera
zupełnie różni się od katastrof, jakie dały nam wcześniejsze dzieła innych
twórców. Głównym tematem filmu nie jest bowiem paradoksalnie koniec egzystencji
na Ziemi, a studium psychologiczne sióstr: Justin i Claire, zderzenie dwóch
skrajnych postaw, obrazujących zależność pomiędzy lękiem przed życiem i lękiem
przed śmiercią. Widz nie zastanawia się zatem nad zakończeniem, gdyż jest ono
już początkowo określone przez von Triera, skupia się natomiast na obserwacji
danej chwili, walorach artystycznych "Melancholii", a także ukazaniu
najbardziej ukrytych ludzkich słabości i obsesji w obliczu śmierci.
Agata Dynda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz