Kolejna, już piąta w dorobku literackim Julii Fiedorczuk,
książka poetycka o ciekawym tytule - „tuż-tuż” - ukazała się w księgarniach 20
września bieżącego roku.
Roślina zdobiąca okładką zdradza czytelnikom główny motyw,
do którego nawiązują utwory w tym tomiku, czyli przyrodę.
Podobnie jak cała dotychczasowa twórczość autorki, ta nowa
pozycja również jest pełna tajemnic, niejasności i niedomówień. Utwory wymagają
czasu, skupienia i dłuższej refleksji nad nimi. Nie są ułożone w kolejności
chronologicznej.
Pierwszy utwór nosi uderzająco prosty, a zarazem nurtujący
tytuł: „tak”.
W jednym z wersów pojawia się taki oto fragment: „Ścieg
świata w uśmiechu kota z Cheshire” – chodzi oczywiście o kota z „Alicji w Krainie
Czarów”. Jego tajemniczy, ironiczny, wręcz nieco przerażający uśmiech, który
był pierwszym i ostatnim stadium fascynujących procesów pojawiania się i
znikania kota. Ten uśmiech trwał jedynie chwilę - był ulotnym ułamkiem całości
świata, jednym jego ściegiem, odcinkiem od jednego do drugiego nakłucia igły.
Zaprzeczamy wciąż, kraczemy uparcie jak ptaki: kra, kra –
nie, nie.
W kolejnym utworze pt. „w drogę” Fiedorczuk bierze pod lupę
osobę 37-letnią, wkraczającą w wiek średni, a więc przybliżającą się coraz
bardziej do schyłku życia. A może tytuł ma też coś wspólnego z tym, że utwór
pisany był w dwóch odległych od siebie miastach?
„Grafik” zawiera ciekawą teorię. „Podobno gdybyśmy żyli
wystarczająco długo, każdy dostałby w końcu alzheimera”, bo jak wiele faktów,
wydarzeń, twarzy mózg ludzki może zapisać na twardym dysku? Ilość megabajtów
jest ograniczona. Przychodzi taki czas, że trudno pamiętać o najbliższej
osobie, a co dopiero o całej reszcie. Pętla się zaciska, martwe koło zamyka. A
słowo Alzheimer napisane z małej litery, niczym wyraz osobistej pogardy dla tej
strasznej choroby daje wrażenie, że podmiot liryczny uważa się być ponad nią.
„Chiaroscuro” czyli światłocień, gra świateł. Jakich? Łez,
mrozu, gwiazd. I tak nad uczuciami wygrywa okrutna technika – elektryczne
światło podprowadza kochanka pod próg, ratuje życie. W wierszu dużo chłodnych
opisów ciemności, nocy, śniegu. Pisany w Warszawie, w grudniu - więcej dodawać nie trzeba.
„Wiersz dla Elizabeth Bishop”. Tym razem dedykacja już w
tytule. Nie dla koleżanki, lecz dla zagranicznej poetki, być może mentorki, bo
dużo starszej, już nieżyjącej. Obraz Polski w kalejdoskopie. Ekspresowy przegląd przez nieznany
Amerykance kraj, jawiący się w jej stronach jako dziki i zacofany. Nieco
prześmiewczy utwór potęguje wrażenie ciemnoty
jego mieszkańców. Zabawny jest fragment o telefonie uciszanym gestem
dłoni. Mieszkańcy niczym niegodni miana narodu są określeni jako plemię. Brak
samców – aluzja do braku prawdziwych, silnych mężczyzn. Schowani są oni niczym
ślimaki w muszelkach. Jednocześnie kraj jest przedstawiony jako piękny w swej
prostocie. Na zakończenie wyrażenie gotowości do walki za swoją pozornie
prymitywną ojczyznę.
Rozdział „Matematyka” to dwa ostatnie utwory.
„Matematyka” to opowieść poetycka, próba matematycznego
ujęcia otaczającego nas świata, nad którą górę biorą uczucia. Brzmi również jak
zarzut wobec kropel deszczu, które dopuściły się przestępstwa, jakim bez
wątpienia jest udawanie koralików, które z kolei upodabniają się do kryształów.
Pozbawione uczuć słowa: „z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że nigdy się nie
spotkaliśmy. Piorun nie uderzył w ten akurat dom.”.
Znalezienie najprostszego i najbardziej spodziewanego rymu
do ‘poety’ czyli ‘kobieta’. Autor wskazuje wzajemne uzupełnianie się tych dwóch
słów. Apostrofa do Arachne jest przeplatana momentami, wspomnieniami i
osiągnięciami z życia autorki:
„kredowe rysunki mojej córki z mokotowskich chodników”,
„Szesnaście dni lata – jeden wiersz”,
„szesnaście tysięcy wierszy”.
Wiersz powstał latem w górach, częściowo także we Wrocławiu.
To dobra pora i miejsca na dłuższe refleksje.
Czytając poszczególne wiersze tego tomiku, zwraca się uwagę
na kilka wspólnych elementów każdego utworu. Wszystkie sytuacje są ukazane w
krzywym zwierciadle, jedne nieco mniej, drugie trochę bardziej. Autorka
wykazała się wielką wrażliwością na otaczający ją świat. Wyłapała paradoksy, a
następnie wplotła je między sielankowe, letnie wspomnienia znad morza i
depresyjną zimową aurę. Utwory powstawały w różnym czasie, a ich treść
nawiązuje do miejsc, w których powstawały. Fiedorczuk zainspirowana kontrastem
pomiędzy wszechobecnym konsumpcjonizmem z kultem techniki po swojej stronie i
przemijaniem, nieuniknioną śmiercią czy podstawowymi potrzebami serca,
stworzyła bardzo interesujący zbiór refleksji. Na pozór chaotyczny – tytuły
pisane z małych liter wydają się być wyrwane z kontekstu, sprawiają wrażenie
nadanych po napisaniu utworu, pośpiesznie, bez zastanowienia. Chaos ten jednak
jest zamierzony i potęguje uczucia natłoku obowiązków, nadmiaru informacji czy
poczucia bezradności, które przytłaczają przeciętnego współczesnego człowieka.
Zuzia Chmielarska i
Ania „Buba” Olszewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz