niedziela, 2 grudnia 2012

Spaghetti z cierpkimi oliwkami i małymi kawałkami gorzkiej czekolady


Recenzja tomiku "tuż - tuż" Julii Fiedorczuk


Kolejna, już piąta w dorobku literackim Julii Fiedorczuk, książka poetycka o ciekawym tytule - „tuż-tuż” - ukazała się w księgarniach 20 września bieżącego roku.

Roślina zdobiąca okładką zdradza czytelnikom główny motyw, do którego nawiązują utwory w tym tomiku, czyli przyrodę.

Podobnie jak cała dotychczasowa twórczość autorki, ta nowa pozycja również jest pełna tajemnic, niejasności i niedomówień. Utwory wymagają czasu, skupienia i dłuższej refleksji nad nimi. Nie są ułożone w kolejności chronologicznej.

Pierwszy utwór nosi uderzająco prosty, a zarazem nurtujący tytuł: „tak”.
W jednym z wersów pojawia się taki oto fragment: „Ścieg świata w uśmiechu kota z Cheshire” – chodzi oczywiście o kota z „Alicji w Krainie Czarów”. Jego tajemniczy, ironiczny, wręcz nieco przerażający uśmiech, który był pierwszym i ostatnim stadium fascynujących procesów pojawiania się i znikania kota. Ten uśmiech trwał jedynie chwilę - był ulotnym ułamkiem całości świata, jednym jego ściegiem, odcinkiem od jednego do drugiego nakłucia igły.

Zaprzeczamy wciąż, kraczemy uparcie jak ptaki: kra, kra – nie, nie.

W kolejnym utworze pt. „w drogę” Fiedorczuk bierze pod lupę osobę 37-letnią, wkraczającą w wiek średni, a więc przybliżającą się coraz bardziej do schyłku życia. A może tytuł ma też coś wspólnego z tym, że utwór pisany był w dwóch odległych od siebie miastach?

„Grafik” zawiera ciekawą teorię. „Podobno gdybyśmy żyli wystarczająco długo, każdy dostałby w końcu alzheimera”, bo jak wiele faktów, wydarzeń, twarzy mózg ludzki może zapisać na twardym dysku? Ilość megabajtów jest ograniczona. Przychodzi taki czas, że trudno pamiętać o najbliższej osobie, a co dopiero o całej reszcie. Pętla się zaciska, martwe koło zamyka. A słowo Alzheimer napisane z małej litery, niczym wyraz osobistej pogardy dla tej strasznej choroby daje wrażenie, że podmiot liryczny uważa się być ponad nią.
„Chiaroscuro” czyli światłocień, gra świateł. Jakich? Łez, mrozu, gwiazd. I tak nad uczuciami wygrywa okrutna technika – elektryczne światło podprowadza kochanka pod próg, ratuje życie. W wierszu dużo chłodnych opisów ciemności, nocy, śniegu. Pisany w Warszawie, w grudniu - więcej dodawać nie trzeba.
„Wiersz dla Elizabeth Bishop”. Tym razem dedykacja już w tytule. Nie dla koleżanki, lecz dla zagranicznej poetki, być może mentorki, bo dużo starszej, już nieżyjącej. Obraz Polski w kalejdoskopie. Ekspresowy przegląd przez nieznany Amerykance kraj, jawiący się w jej stronach jako dziki i zacofany. Nieco prześmiewczy utwór potęguje wrażenie ciemnoty  jego mieszkańców. Zabawny jest fragment o telefonie uciszanym gestem dłoni. Mieszkańcy niczym niegodni miana narodu są określeni jako plemię. Brak samców – aluzja do braku prawdziwych, silnych mężczyzn. Schowani są oni niczym ślimaki w muszelkach. Jednocześnie kraj jest przedstawiony jako piękny w swej prostocie. Na zakończenie wyrażenie gotowości do walki za swoją pozornie prymitywną ojczyznę.
Rozdział „Matematyka” to dwa ostatnie utwory.

„Matematyka” to opowieść poetycka, próba matematycznego ujęcia otaczającego nas świata, nad którą górę biorą uczucia. Brzmi również jak zarzut wobec kropel deszczu, które dopuściły się przestępstwa, jakim bez wątpienia jest udawanie koralików, które z kolei upodabniają się do kryształów. Pozbawione uczuć słowa: „z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że nigdy się nie spotkaliśmy. Piorun nie uderzył w ten akurat dom.”.
Znalezienie najprostszego i najbardziej spodziewanego rymu do ‘poety’ czyli ‘kobieta’. Autor wskazuje wzajemne uzupełnianie się tych dwóch słów. Apostrofa do Arachne jest przeplatana momentami, wspomnieniami i osiągnięciami z życia autorki:
„kredowe rysunki mojej córki z mokotowskich chodników”,
„Szesnaście dni lata – jeden wiersz”,
„szesnaście tysięcy wierszy”.
Wiersz powstał latem w górach, częściowo także we Wrocławiu. To dobra pora i miejsca na dłuższe refleksje.
Czytając poszczególne wiersze tego tomiku, zwraca się uwagę na kilka wspólnych elementów każdego utworu. Wszystkie sytuacje są ukazane w krzywym zwierciadle, jedne nieco mniej, drugie trochę bardziej. Autorka wykazała się wielką wrażliwością na otaczający ją świat. Wyłapała paradoksy, a następnie wplotła je między sielankowe, letnie wspomnienia znad morza i depresyjną zimową aurę. Utwory powstawały w różnym czasie, a ich treść nawiązuje do miejsc, w których powstawały. Fiedorczuk zainspirowana kontrastem pomiędzy wszechobecnym konsumpcjonizmem z kultem techniki po swojej stronie i przemijaniem, nieuniknioną śmiercią czy podstawowymi potrzebami serca, stworzyła bardzo interesujący zbiór refleksji. Na pozór chaotyczny – tytuły pisane z małych liter wydają się być wyrwane z kontekstu, sprawiają wrażenie nadanych po napisaniu utworu, pośpiesznie, bez zastanowienia. Chaos ten jednak jest zamierzony i potęguje uczucia natłoku obowiązków, nadmiaru informacji czy poczucia bezradności, które przytłaczają przeciętnego współczesnego człowieka.


Zuzia Chmielarska i Ania „Buba” Olszewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz