Co czytaliśmy pod choinką?
Święta niestety minęły, ale styczeń to zdecydowanie pora czytelnicza. Pod choinką leżeliśmy z naszymi ulubionymi książkami.
Emily Bronte "Wichrowe wzgórza" (poleca Sonia Gwizdek)
7 lat temu powiedziałabym „Harry Potter”, 4 lata temu „Wiedźmin”, a teraz mówię
„Wichrowe Wzgórza”, bez wątpienia. Sama dostałam tę książkę pod choinkę, więc
mam do niej szczególny sentyment. Jednak chciałam ją polecić z kilku innych powodów,
które idealnie wpasowują się w ideologię świątecznych refleksji. Historia
opisuję nieszczęśliwą miłość, która kończy się w ten sposób ze względu na upór
i dumę obojga bohaterów. Nie potrafili przyznać się do błędu, a właściwie
błędów, gdyż popełnili ich bardzo wiele. Nauczyłam się też, że trzeba mówić o
swoich uczuciach, nim będzie za późno; nie można zapominać o tym, co jest
najważniejsze i należy kierować się nie tylko rozumem, ale też sercem.
Jest więc to idealna książka na zimowe wieczory, która nie
jest kolejną lekką lekturą.
Terry Goodkind "Miecz prawdy" (poleca Rafał Regulski)
· Książka zawsze kojarzyła mi się z dobrym
prezentem gwiazdkowym. Czytałem "Pierwsze Prawo Magii", książkę
rozpoczynającą 12-tomową serię Miecz Prawdy, autorstwa Terry'ego Goodkinda.
Myślę, że to dzieło może zainteresować każdego, niezależnie od wieku czy
fascynacji literaturą fantasy lub całkowitym jej brakiem. Miecz Prawdy potrafi
zmienić człowieka, wychować go i przeprowadzić przez życie, a jeśli ktoś na
niego nie spojrzy w ten sposób, na pewno przynajmniej spędzi miło czas przy tak
długiej lekturze.
Maggie Steifvater "Wyścig śmierci" (poleca Patrycja Kowalczyk)
· Może i młodzieżowa z typowo tandetnym i oczywistym wątkiem miłosnym, ale ten się gdzieś gubi wśród innych i przyjemnie urozmaica właściwą historię, może i język jest prosty. Przyjemne,
mityczne bestie i tona dobrze wykreowanych ludzi, bohaterów, bez jakiś dziwnych
ideałów i użalania się nad sobą, z dosyć nieprzewidywalnym (ze względu na
swoiste komplikacje pod koniec) zakończeniem, które nie do końca jest zakończeniem, bo jest drugie dno wszystkiego...
Książka tak zwana 'podróżnicza'. Jedna z najlepszych pozycji, jakie kiedykolwiek przeczytałam, a były ich tysiące. Zdecydowanie najoryginalniejsza. Subiektywna i zarazem szczera w swym przekazie, bo większość informacji autor uwiarygadnia, dołączając fotografie. Są takie naturalne - jak w autentycznym reportażu. Przedstawiają ludzi podczas wykonywania codziennych czynności, są niepozowane, nieprzerabiane w photoshopie - dokładne przeciwieństwo zdjęć, z jakimi mamy dzisiaj głównie do czynienia. Autor wydobył piękno, na pozór głęboko ukryte, właśnie z tych zwyczajnych zajęć, jakimi są np. robienie zakupów na bazarze czy beztroskie popijanie czaju przed domem. Mnie osobiście bardzo spodobało się też pokazanie Azji od nieznanej dotąd strony. W mediach słyszymy o biedzie, korporacjach, terrorystach... Ale nic o gościnności, otwartości czy wszechobecnym czaju, który stanowi ważny element tamtejszej kultury. Ta książka, przepełniona ciekawostkami i zabawnymi dla Europejczyka sytuacjami, nie tylko uczy i bawi, ale także inspiruje. Po jej przeczytaniu kraje Jedwabnego Szlaku objęły prowadzenie na mojej liście 'must visit'.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz