Osiemnastego października odbyło się w biurze literackim
kolejne z serii spotkań. Tym razem mieliśmy okazję porozmawiać z Martą
Podgórnik. Mam wrażenie, że to było jedno z cichszych, a jednocześnie
wywołujących najwięcej emocji wśród publiczności spotkań. Zastanawiam się – czy
była to kwestia strachu budzonego przez poetkę, a także jej dość
kontrowersyjnych wypowiedzi?
Już sama poezja pani Podgórnik mogła wzbudzać w uczestnikach
spotkania mieszane uczucia. Wiersz, który wyświetlono na rzutniku opowiadał o przeżyciach
samej poetki oraz jej kolegów po fachu. Poruszał też tematy wiary, jak i
zabawy, a poniekąd rozpusty. Sposób, w jaki
była napisany, sprawiał, że czytelnikowi trudno było określić, jaki jest
osobisty stosunek autorki do spraw poruszanych w wierszu. Po całogodzinnym
spotkaniu odnoszę wrażenie, że ten sposób wypowiadania się jest dla pani Marty
typowy i używa go nie tylko przy tworzeniu swoich literackich dzieł.
Cały tomik, który został nam zaprezentowany, podczas lektury
sprawiał wrażenie dość przygnębiające, powiedziałabym – kojarzył się z
twórczością dekadencką. Zawarte w nim utwory często podważały istotne wartości,
a przynajmniej wyrażały się o nich ironicznie. Ponadto tomik jest dość
pesymistyczny, obrazuje mocno krytyczny stosunek autorki do świata i człowieka,
co mieliśmy okazję odczuć też w trakcie spotkania. Co ciekawe, poetka
sprzeciwia się takiej ocenie swojej twórczości – a więc ironiczne zdania
kierowane do Katolika z wiersza „Translacja” podobno wcale nie obrazują jej
stosunku do osób wierzących, ba! – sama się za katoliczkę uważa. Czy jednak nie
jest pewnym paradoksem krytykowanie grupy, do której rzekomo się należy?
Podobne paradoksy można było znaleźć w jej wypowiedziach odnośnie
swojego fachu. Mówiła o tym, że bycie poetą nie jest łatwe, że jest to ciążka
praca umysłowa, która zdecydowanie nie polega na wegetowaniu w oczekiwaniu na
wenę. Jednocześnie o swoich dziełach - że zdecydowanie wznoszą się one na
pewien wyższy poziom, także duchowy, a samą siebie pani Marta przedstawiała
jako osobę natchnioną, której tworzenie poezji było przeznaczone. Pytana o
sposób na poszukiwanie weny mówiła o tym, że nie można na nią czekać
bezczynnie, a należy jej szukać, wychodząc do ludzi i prawdziwie przeżywając
życie. Jednak pytana o to, czy robi to często odpowiedziała, że zazwyczaj dni
spędza w domu. Przed telewizorem. Wszystkie te przeczące sobie „mądrości” pani
Marty sprawiały, że z każdym jej kolejnym słowem wydawała mi się coraz mniej
wiarygodna.
Można by zacząć się zastanawiać - ile w tych wszystkich
opowieściach było prawdy, a na ile spotkanie było nastawione na wywoływanie
kontrowersji, silnych - nawet jeśli negatywnych - uczuć? Na pewno postać pani
Podgórnik zapamiętamy na długo, ale czy warto było zostać zapamiętanym w ten
sposób? Ja na pewno wolałabym mniej wyryć się w pamięci obecnych, a wywołać
więcej pozytywnych odczuć. Nie mogę natomiast zaprzeczyć, że spotkanie należało
nie do "łatwych i przyjemnych", ale raczej poruszało i skłaniało do
myślenia.
Kasia Klauza & Ania Raczyńska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz