wtorek, 12 marca 2013

Korzenna polewka

Recenzja książki Terry'ego Goodkinda "Miecz Prawdy"


            Zawsze kiedy pojawia się taka możliwość, lubię zrecenzować i polecić czy to ustnie czy na papierze pewną sagę. Zależy mi na dotarciu jej do jak największej ilości rąk i przeczytania, ponieważ uważam ją za arcydzieło. Wywarła na mnie niesamowity wpływ, na pewno w dużym stopniu wychowała mnie  i ukształtowała mój światopogląd.
            Mowa tutaj o jedenastotomowym „Mieczu Prawdy” autorstwa amerykańskiego pisarza fantasy Terry'ego Goodkinda. Pierwsza część została wydana w 1994 roku, ostatnia zaś w 2007. Po 8000 stron, które w końcu dają nam rozwiązanie głównego wątku – pisarz zachwycił swoich czytelników kontynuacją przygód Kahlan i Richarda - „Machiną Wróżebną” z 2011 roku, oraz zapowiedzią na sierpień 2013 książki „The Third Kingdom”, a także „Pierwszą Spowiedniczką” opowiadająca o wydarzeniach mających miejsce w tym samym świecie, lecz o 3000 lat wcześniej.
            Nie da się dużo powiedzieć o Mieczu Prawdy w jego recenzji, ponieważ wydarzenia każdy czytelnik powinien przeżywać w odpowiedniej kolejności i z narastającym napięciem. A dzieje się w tej opowieści tak wiele i każdy wątek jest poplątany z mocno związany z tyloma kolejnymi... Może tak drobniutkie wprowadzenie okaże się dla Was zachętą do lektury:
            Richard jest leśnym przewodnikiem. Pracowity młody chłopak, nie mający pojęcia, co to magia. Żyje w krainie zwanej Westlandem. Są tylko dwie niezrozumiałe sprawy w jego życiu. Tak zwana Granica, będąca po prostu pasem ziemi ograniczającym całą krainę, gdzie nie istnieje żadne życie. Powszechnie wiadomo o nim jedynie tyle, że lepiej się do niej nie zbliżać. Drugą sprawą jest Księga Opisania Mroków, którą Richard jako dziecko wyuczył się na pamięć, słowo w słowo. Choć nie rozumie jej, ponieważ napisana została w nieznanym mu języku, zgodnie  z poleceniem ojca wpaja sobie jej treść do głowy już na zawsze.
            Nadchodzi dzień kiedy wszystko się zmienia, za sprawą spotkania z niezwykłą kobietą, widocznie inną, obcą – nie taką wychowaną przez lasy Hartlandu czy cały Westland. Odziana w biel Kahlan wywróci całe życie Richarda wiele razy do góry nogami. W ciągu przyszłych lat przyjdzie mu... zmagać się z niesamowicie potężnymi mocami władającymi całym światem, o wiele większym niż to co do tej pory znał leśny przewodnik.
            Opisując świat wpadłem na jeszcze jedną myśl, którą na pewno warto przedstawić w tej recenzji. Mianowicie Terry'emu należy się także wielki hołd nie tylko za wspaniałe opisy, niesamowitą wyobraźnię pozwalającą mu na stworzenie niepowtarzalnego magicznego świata pełnego stworów, jakich nie znajdziemy w innych tego typu książkach, ale także za nazwanie... wszystkiego. I to właśnie w jak genialny sposób! Każde małe żyjątko, każdy z bardzo wielu bohaterów, miasta, punkty geograficzne, przedmioty, specjalne czynności – posiadają swoją nazwę której samo brzmienie przekazuje charakter tego co czytamy, przez co Miecz Prawdy bardzo mocno działa na naszą wyobraźnię.

            Żeby nie zanudzić, skończę wychwalać geniusz autora, choć mógłbym prawić o tym bardzo długo. Na koniec napiszę tylko to, o czym wspomniałem już na początku, a o czym bardzo lubię mówić – Miecz Prawdy wychował mnie. W całej tej historii przekazanych jest bardzo wiele wartości, które zgrabnie przyswoiłem, będąc zafascynowany losami bohaterów i całego świata.
             Już naprawdę kończąc – polecam „Miecz Prawdy” każdemu. Osobiście znam wielu dorosłych będących równie mocno zainteresowanymi tą sagą, nawet pomimo omijania przez nich gatunku fantasy szerokim łukiem (jako niby nieprawdziwym i przeznaczonym dla młodzieży).

Rafał Regulski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz